Jak wspomniałem w poprzedniej relacji, miało być coś prostego na poprawę morale, więc proszę Państwa oto koty, koty, które lubią psoty. Po ostatnich "maziajowo - zimowych" perypetiach, wreszcie emocje jak na rybach (

Pierwsze koty za płoty, układanko rozpocząłem oczywiście od "najtrudniejszego", czyli białych ramek oddzielających poszczególne obrazki, kociaki były na tyle niewymagające, że po sortowaniu nie stosowałem nawet wojskowej techniki, vide "Koty, w dwuszeregu zbiórka!", tylko całe tałatajstwo, o w miarę podobnym kolorze, rozłaziło się po tackach bez ładu i składu, (jak to zresztą koty mają w zwyczaju) a ja z błyskiem w swym kocim oku, wyłapywałem to tu, to tam, kolejne "okołokocie" fragmenty, "łoczyska" i paszcza ukazały się najszybciej, potem pobawiłem się trochę w lewym górnym rogu z zieloną "łakocimiętką". (mrrr)
Koty mają to do siebie, że chadzają własnymi ścieżkami, lubiąc się przy tym zbyt długo "zastanawiać" gdzie tak naprawdę mają pójść i czy w ogóle mają ochotę tam pójść, najczęściej jednak idąc z niewiadomego powodu gdzieś indziej.

Nasi drapiący meble przyjaciele mają swoje osobliwe zestawy zachowań, np. gdy ewidentnie są głodne, a poznajemy to zazwyczaj po kocie przy miauczącej lodówce, (lub odwrotnie, choć moja lodówka też czasem miauczy

Jednakże, na pewno jedną z najbardziej "odpałowych" kocich przypadłości, jest nagłe zwarcie obwodów w "kocimóżdżku", i jeszcze bardziej nagły wyskok właściciela tegoż, najwyraźniej uszkodzonego, organu w górę/bok/górny bok, nie wiadomo po co i na co i w ogóle dlaczego tak, a nie inaczej, jaka szkoda, że moja kotka nie miewa takich "zwarć".


Ale my tu sobie gadu-gadu o kotkach, przy filiżance kawki z Grażynką i Halinką, (i obowiązkowo uniesionym małym paluszkiem) a tam cztery nieśpieszne wieczorki, przesłuchanych kilka podcastów o wojnie w Ukrainie (wycinanie serc żołnierzom i płodów "na żywca" ciężarnym kobietom, takie tam przyjemne tematy, w sam raz do beztroskiego układania puzzli oraz projekcji świetlanej przyszłości) i obrazek gotowy, nie ma co, nieźle pogoniłem mu kota, do tego nigdy zbyt długo nie musiałem bawić się z pożądanymi elementami w kotka i myszkę. Mimo tego, że jestem raczej fanem Reksia, niż Filemona, to nasze małe tygrysy też mają swój urok, a wobec stanu psychicznego, w jakim zastał mnie świat po ułożeniu tychże puzzelków, (brak kociokwiku) felinoterapię uważam za udaną.


Choć te jeszcze by uszły.